Dziś coś na chore serce, angielska kombinatoryka, nietypowym podrywie oraz niepełnosprawnym Arturze, którego poznaliście a tamtym tygodniu – człowieku z totalnym dystansem do siebie.
CHOROBY SERCAIdziemy z ojcem ulicami i gadamy. Temat zszedł na choroby.
- Wiesz... chyba mam problemy z sercem.
- To zacznij coś na to brać.
- Ale co?
- Nie wiem. Jakiś betabloker czy coś.
- Nie ma takiego piwa.
by hudziel * * * * *
RZEKŁ PRAWDĘCo powiedział mój pięcioletni syn po tym, jak przelatywał co i rusz przez pokój, gdy oglądałam film o Witkacym?
Ano - powiedział to, co najlepiej zapamiętał.
I powiedział to na forum rodzinnym
- Tylko kurwy dają mężczyźnie prawdziwą wolność.
Nie mam siły opisywać dziadkowych min tutaj...
by konwalia* * * * *
DOBRZE KOMBINUJESynek siostrzenicy (to co on jest dla mnie? cioteczny wnuk?) chwali się nabytą w przedszkolu znajomością języka angielskiego. Mama przepytuje go z angielskich nazw zwierząt. Pada pytanie:
- Jak jest po angielsku wielbłąd?
- ???
- Camel - podpowiada mama.
- Kameleon?
- Nie kameleon to inne zwierzątko.
- I nie może być wielbłąd kameleon?
- Nie.
- A jak wielbłąd ma na imię Leon?
W tym momencie zakrztusiłem się piwem.
by amacko* * * * *
POLSKA - ROSJATransparent na widowni dzisiejszego półfinałowego meczu w lidze światowej siatkówki (Polska - Rosja):
"Takiego Kurka nam nie zakręcicie"
*Dla niekumatych: liderem w ataku polskiego zespołu jest obecnie Bartek Kurek.
by Sarmathian* * * * *
NIEZBYT KUMATY POLICJANTBratu mojemu podczas ostatniej imprezy w wynajętych domkach skradziono portfel z dokumentami. Wszystko zostało oczywiście zgłoszone. Policjant nie był zbyt chętny do współpracy do czasu aż alkomat wykazał 0,0; ale nie o tym.
Policjant ów okazał się ostry jak z PRL-owskiego kawału. Podczas sporządzania przez niego protokołu wywiązał się taki dialog:
- Dowód osobisty, książeczka wojskowa, prawo jazdy, legitymacja...
- Studencka?
- Szkolna.
- Pełnoletni Pan jest?
by Kiol * * * * *
A teraz chwila przerwy na stare dobre czasy, czyli wspominki sprzed 300 odcinków. Tak, to się działo prawie 6 lat temu.
BO ZUPA BYŁA ZEPSUTA
Taka sobie rodzinna rozmowa w kuchni:
Tata - Ta zupa się chyba psuje.
Mama - To trzeba ją wypieprzyć.
Tata (z błyskiem w oku) - A i ty jakaś taka nieświeża...
by kozia
* * * * *
METALOWA JABŁONKA
Żaliłam się, że drutów szukam dla progenitury, na pracę domową... Dzisiaj okazało się, że jest się czego bać. Poszłyśmy z Moniką do zaprzyjaźnionego zakładu z różnymi takimi czarami marami, na których nie znam się kompletnie.
- Potrzebujemy drut miedziany bez izolacji. - zaczęła Monika.
- Ja potrzebuję. - powiedziałam nieśmiało.
- A na co ten drut konkretnie? - Pan przystąpił do wywiadu.
- Na jabłonkę - mówię.
Pan zastygł w bezruchu pomiędzy zwojami miedzianymi.
- Na jaką, k**wa, jabłonkę? - pan się nie szczypał i nie bawił w Wersal.
- Normalną, z jabłkami - Monika przyszła mi w sukurs.
- Albo może też być gruszka. - moja nieśmiałość sięgnęła zenitu - Nawet lepiej, że gruszka.
Pan wyszedł bez słowa na zaplecze. Już go nie zobaczyłam. Dalej szukam drutu.
by konwalia
* * * * *
CZŁOWIEK, KTÓRY MUCHY BY NIE SKRZYWDZIŁ
Dawno, dawno temu, kiedy tatulo prezesowali w GS-ie a ja małym dziecięciem byłam, jakiś chłop w dowód wdzięczności za załatwienie sprawy przyniósł tacie kaczkę. Kaczka była w worku płóciennym. Tatulo się ucieszyli nawet, bo kaczkę z jabłkami a i owszem chętnie; dopóki z worka nie rozległo się gromkie:
- Kwa, kwa!!!
Struchlała ze strachu kaczka nie ruszała się i nie odzywała podczas wręczania dowodu wdzięczności w jej postaci, natomiast kiedy sobie chwilę w spokoju postała, postanowiła dać znać o swojej obecności. I tu zaczęły się schody.
Kaczuszkę chętnie wszyscy by zjedli, natomiast nie było komu pomóc biedulce w przeniesieniu się do krainy wiecznych łowów. Mama kazała tacie przynieść kaczkę do domu, postawić ją w worku w piwnicy a potem "coś się wymyśli". Tym cosiem miał być sąsiad o aparycji tworu doktora Frankensteina, któremu za sam wygląd powinno dać się pięć lat bez zawieszenia.
Kiedy mama poszła do sąsiada po prośbie, drzwi otworzyła jego żona w dezabilu, rozmazanym makijażu, peciorem w zębach i oświadczyła, że Zenusia to już ze trzy dni w domu nie ma, a i nie wiadomo kiedy będzie, bo ostatnio:
- Ten pie**ony c**j jak idzie w cug, to wcześniej, jak po tygodniu nie wraca.
Pomysł z sąsiadem nie wypalił, żaden inny sąsiad nie chciał się podjąć tego zadania nawet za wizję zaproszenia na obiad. Rodzice ustalili, że w takim razie kaczkę tato zawiezie do rzeźni, a tak doświadczony personel zajmie się nią jak należy. Poszedł więc tato do piwnicy. Za chwilę, rozległ się rumor dający się słyszeć w połowie bloku, oraz taka wiązanka wyrażeń w rodzimej łacinie, że pijanego szewca, a co dopiero tatusia rodzonego bym o takie umiejętności nie podejrzewała. Za chwil kilka ukazał się w drzwiach tatuś z łbem kaczki w jednej ręce, resztą kaczki w drugiej, w koszuli całej okrwawionej i z żądzą dalszego mordu w oczach wyrzęził:
- Wydostała się z worka... moje wędki... moje piwo... mój łeb szczupaka... Ta $@!&! (proszę wstawić sobie jak najobraźliwsze słowo) porozpieprzała!!!
Morał z tego taki drodzy bojownicy: Najłagodniejszemu misiaczkowi nie ruszajcie jego zabawek, bo łeb ukręci.
by atitta
I powracamy do autentyków teraźniejszych.* * * * *
UCIEKAJĄCE IKONYObydwoje z żoną używamy do pracy programu, który wyświetla co innego na monitorze laptopa, a co innego na dodatkowym.
Ja robię to od lat, żona się wprawia.
Zdarza się więc często, że przez telefon pomagam jej ustawić pulpit rozszerzony, rozdzielczości etc.
Żona jest jednak ambitna i dąży do samodzielności.
Wracam w piątek do domu, a moje kochanie zaaferowane:
- Ikony mi zostały na tamtym monitorze! Da się je jakoś odzyskać?
Trochę mnie zamurowało, ale pytam co i jak.
- No wiesz, ustawiłam ten pulpit rozszerzony, ale część ikon przeskoczyła na tamten monitor i nie dały się przenieść z powrotem! Musiałam wyłączyć bez tamtych ikon i nie wiem co teraz - nie zginą do poniedziałku?
by WILKOJAD* * * * *
PODRYW NA MEWĘLeżymy sobie wczoraj z grupką znajomych nad brzegiem naszego pięknego morza. Godzina późno popołudniowa, mewy nisko latają, pogoda lada moment ma się pogorszyć. Część plażowiczów już się zwinęła z plaży lub właśnie się zwija. Niedaleko nas na leżaku opala się młode dziewczę korzystając ostatnich promieni słońca. Nagle pierwsze krople z nieba lecą. Dziewczę poderwało się, patrzy w niebo, potem na nas. Kumpel już mocno zmęczony całodniowym wylegiwaniem się na słońcu i chłodzeniem się napojem niskoalkoholowym wypala do niej niewiele myśląc:
- Co, mewa nasrała?
Zanim skończyliśmy się śmiać z błyskotliwego podrywu kumpla dziewczyna już uciekła. Nie wiem czemu. Pewnie przed deszczem.
by kopernik81* * * * *
CZADERSKA MAMANa rozgrzewkę kilka faktów do historii właściwej niezbędnych:
1. Moja matka to taka fajna istota, która do tej pory posiada losowo odpalany tryb ADHD, w trakcie którego ma w zwyczaju wyciągać mnie na dłuższe spacery tudzież trekking (mowa tu o trasach kilka-kilkanaście kilometrów).
2. Generalnie mi to nie przeszkadza, ale żeby utrzymać status quo udaję lenia śmierdzącego którego na końcu trasy trzeba potraktować jakimś poczęstunkiem (ciacho, lody, itp).
3. Kwestie religijne: matka - katoliczka ale nie z tych moherowych czyli da się nawet z nią religijnie pożartować, (byle bez przesady); ja - coś pomiędzy agnostykiem a laveyańczykiem, czyli raczej z kwestii religijnych mam zwyczaj szydzić (również bez przesady).
4. "Delicje" - kawiarnia w Gdyni z najlepszymi lodami EVER
5. Odległość Władysławowo-Gdynia ~50 km
Historia właściwa: Przemieszczamy nasze egzoszkielety (tym razem na 4 kółkach i to nie były 2 rowery) po moim kochanym Władysławowie w którym mam zaszczyt mieszkać na stałe. Zauważyłem, że otworzyli sezonową knajpkę z wyjątkowo smacznymi deserami lodowymi. Nawiązał się dialog między mną [J] a matką [M].
J: Ooo, tutaj możesz mnie następnym razem na spacer wyciągać.
M: A tam tutaj, do "Delicjii" idziemy.
J: Kilkanaście kilometrów to ja rozumiem, ale do GDYNI?
M: Pielgrzymki chodzą po kilkadziesiąt kilometrów dziennie.
J (szyderczo): No ale ich wiara napędza.
M (natychmiast): A nas nadzieja.
J (zdziwiony): Nadzieja na co?
M: Na LODY!
by Biggodbrother* * * * *
SZYBKA KASAStoję w kolejce w markecie przy małej kasie (do 10 artykułów), dzierżąc w łapach tylko płyn do płukania. Przede mną 2 osoby - kobieta z dwiema butelkami wody i facet z colą czy tam inną pepsi. Przy każdym kliencie pada standardowe pytanie "Czy coś jeszcze?". W końcu przychodzi moja kolej. Podaję płyn i niewiele myśląc wypalam
- Dla mnie też tylko napój, nic więcej.
Kobieta miała dość ciekawą minę.
by Zieelo * * * * *
ARTUR JEST DEBEŚCIAKIEMJesteśmy z Artim nad jeziorem. Cały parter przystosowany, łóżko, wózek, wysięgnik do przenoszenia itp. Arti w ramach integracji z naturą zażyczył sobie leżeć nie na łóżku, tylko na materacach na podłodze. Wedle życzeń jaśnie pana. Arti leży ogląda tv, wysięgnik z kompem nad jego głową, nakładka do pisania na ręce, obok leży telefon, w który Arti zawzięcie stuka, przystaję więc, podnoszę telefon, żeby pomóc mu wysłać smsa, bo na podłodze nie ma zasięgu. Arti patrzy na mnie i z westchnieniem stwierdza
- No dzięki, nie chciało mi się wstawać.
Na tym samym wyjeździe uszkodziliśmy przy przenoszeniu Artiemu rękę, w zasadzie złamaliśmy. Zanim mnie oplujecie dodam, że to u osób z tak długim niedowładem niestety dość powszechny wypadek. Kość trzasła, zapakowaliśmy się w auto, wieziemy Artiego na pogotowie, czekanie RTG, w końcu lekarz. Ogląda to zdjęcie, ogląda, w końcu pyta patrząc wymownie na nie mobilnego Artka
- Ale jak to się stało?
Arti patrzy na niego zakłopotany i mówi
- Bo wie pan doktorze, siłowaliśmy się z chłopakami na rękę...
by krolowa_snieguChcesz poczytać więcej autentyków, wejdź na nasze forum "Kawałki mięsne". Jeżeli chciałbyś opowiedzieć jakąś zabawną historię ze swojego życia, możesz zrobić to na forum (koniecznie zaznaczając przy wątku taki znaczek: ), lub wysłać ją TYM TAJNYM KANAŁEM W tytule maila wpisz Autentyk. |
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą