Kulki widoczne na zdjęciu powstają, gdy galasówka kłuje swoim pokładełkiem liść, w którym potem rozwijają się larwy, formując takie oto okrągłe gniazdko. Można je kupić na kilku stronach internetowych, wśród których jedną z najpopularniejszych jest Etsy. Sprzedawcy twierdzą, że pomagają one w regeneracji ściany macicy po porodzie, wspomagają gojenie nacięcia krocza, a także oczyszczają wnętrze waginy. Wystarczy tylko zaaplikować jedną w wiadome miejsce.


Przed stosowaniem tej archaicznej metody ostrzega pani ginekolog, dr Gunter. "Produkt niesie za sobą takie same ryzyko, jak inne 'tradycyjne' zabiegi. Wysuszanie błony śluzowej zwiększa ryzyko otarć podczas seksu (niedobrze) i niszczy naturalną warstwę ochronną (też niedobrze). Sieje też spustoszenie w populacji dobrych bakterii. Oprócz powodowania bólu w trakcie seksu, zwiększa też ryzyko przekazania wirusa HIV. To niebezpieczna praktyka".

Są jednak strony traktujące o zdrowiu, takie jak Female Renewal Solutions, które przekonują, że dzięki galasom pochwy stają się ciaśniejsze i zmniejsza się ryzyko zachorowania na raka szyjki macicy. Co więcej, twierdzą nawet, że uczucie pieczenia jest zupełnie naturalne i nie należy się nim przejmować. Nie zgadza się z tym dr Gunter: "Mam dla was pro-tipa. Kiedy pochwa piecze, gdy włożysz do niej jakiś przedmiot, z reguły nie jest to dla niej dobre".


"Nie dam się omamić koncernom farmaceutycznym i nie będę szczepić swoich dzieci. Jestem na to zbyt inteligentna! A teraz włożę gniazdo os w piczkę, aby lepiej się goiła i była ciaśniutka" - współczesna matka.

Musicie przyznać, że w tej logice mimo wszystko jest coś pięknego...