Pamiętam scenkę z "Fistaszków", w której Snoopy miał doskonały pomysł na książkę, ale wszystkie dobre tytuły były już zajęte... No to właśnie będzie trochę o tym...
A ponieważ ten artykuł nie ma tytułu, to wstawię tu totalnie bezsensowne zdjęcia. Za to mojego autorstwa.
Kłos żyta - czy jest coś, co się bardziej kojarzy z latem u babci i słodkim nicnierobieniem?
Jaki powinien być tytuł? No chwytliwy powinien być, powinien zajawiać treść, ale nie zdradzać całości. Czyli powinien zaciekawić i zachęcić do wejścia. No i teraz mamy dylemat.
No właśnie. Ile znaków powinien mieć tytuł. Mało czy dużo? Czy minimalizm będzie dobry, czy może pójść w maksymalizm i zrobić taki wielgaśny tytuł na trzy linijki (i za sam tytuł oberwać tl;dr). Większość z czytelników od razu odpowie - tytuł powinien być taki w sam raz. No ale ile to jest w sam raz? Może podam trzy przykłady. Totalnie zmyślonego artykułu, który jest załóżmy o tym, że gdzieś w szopie znaleziono oryginalny prototyp Syreny Sport, który miał być zniszczony, a przypadkowo ocalał.
1.
Syrena Sport znaleziona w szopie
2.
Miało jej nie być, a jakimś cudem ocalała - oto oryginalny prototyp Syreny Sport
3.
Odkrycie w szopie na wschodzie Polski. Ten prototyp miał być zniszczony, a tak się nie stało. Zobacz, jak do tego doszło i poznaj historię cudem ocalałej Syreny Sport
I mamy trzy tytuły. Każdy dobry, każdy zajawia to, co wewnątrz artykułu, każdy na pewno znajdzie swojego czytelnika. Ale który znajdzie największą ich liczbę? Bo przecież wiadomo - zły tytuł potrafi położyć nawet najlepszy artykuł. I z kolei tytuł petarda potrafi narobić mega dużą liczbę wejść totalnemu redaktorskiemu gniotowi. Zdaje się, że tego nieraz każdy z nas doświadczył. Wszedł mamiony tytułem, a w środku pustka i nuda. Ja generalnie już się nauczyłem nie oceniać książki po okładce i staram się czytać to, co jest w artykule. I często jestem naprawdę mile rozczarowany. Lubię takie sytuacje. No ale idźmy dalej, jeżeli idzie o same tytuły.
Mazurskie jeziora są fajne...
I znów na tapet weźmy trzy znane już nam tytuły. Ale troszeczkę je stuningujmy.
1.
Sensacja! Syrena Sport znaleziona w szopie
2.
Czy to możliwe? Miało jej nie być, a jakimś cudem ocalała - oto oryginalny prototyp Syreny Sport
3.
To jest wprost niewiarygodne odkrycie w szopie na wschodzie Polski!!! Ten prototyp miał być zniszczony, a tak się nie stało. Zobacz, jak do tego doszło i poznaj historię cudem ocalałej Syreny Sport
Nieźle, co? Prosty zabieg i tytuły stają się super atrakcyjne i każdy zachęca do kliknięcia. Ta technika jest masowo wykorzystywana w portalach internetowych. Sensacja goni sensację, a niesamowitość jest natychmiast przebijana inną niesamowitością. A i jeszcze można dodać topless, nagi biust czy inną pikanteryjkę i mamy sukces. U mnie połowiczny, bo wspomniana Syrena Sport nagiego biustu nie pokaże. Choć jakby tak zakombinować, to...
Pół kobieta z nagim biustem, pół ryba to syrena. I właśnie od tej półnagiej kobiety wziął nazwę samochód, którego prototyp został odkryty w szopie. Oto nieznana historia Syreny Sport (samochodu, nie półkobiety topless)
I jak? Daje radę? Wszystko, jak widać, da się wkręcić. A ile wabików dookoła... No ale w dalszym ciągu nie rozwiązuje to kwestii, który tytuł będzie najlepszy.
Góry są fajne...
No i jeszcze na dodatek wszystkiego kwestia kolejna, czyli:
Bo inny tytuł trzeba wymyślić, gdy artykuł publikujemy na stronie branżowej, czyli motoryzacyjnej, inny tam, gdzie odbiorca jest inteligentny i wymagający (czyli tutaj, na Joe Monsterze), a jeszcze inny, jakbym musiał publikować artykuł na jakimś plotkarskim portalu (ale na szczęście nie muszę), więc publikuję tam, gdzie odbiorca jest inteligentny i wymagający. Ale to także się wiąże z wymyślaniem naprawdę fajnych i wyjątkowych tytułów, bo na wyświechtane frazesy nikt tutaj się nie nabierze. No i właśnie tu dochodzimy do clou. Ja lubię pisać artykuły, ale ubranie ich w tytuł to już jest tragedia i straszna męczarnia. Szczególnie że ja piszę głównie artykuły o tematyce motoryzacyjnej i staram się zaszczepić tę pasję u innych czytelników. No i moje artykuły staram się pisać naprawdę rzetelnie, podpierając się różnymi źródłami. A to wszystko bardzo często niszczy głupio dobrany tytuł. Cóż poradzę, naprawdę walczę ostro o to, by wszystko spiąć w spójną całość i z reguły mi nie wychodzi. Ale się staram. No ale okej. Załóżmy, że mam już tytuł. Petarda. Spełnia wszystkie kryteria i powoduje ciekawość użytkownika. Publikuję ten swój super dopieszczony artykuł ze świetnym tytułem i pierwszy komentarz:
No i witki mi opadają. Czemu tak ktoś napisał? Bo słowo modne, a co modne, to fajne. A wiesz, co słowo clickbait (bo tak się to pisze) oznacza?
Otóż za
Wikipedią: Clickbait – zjawisko internetowe polegające na przyciąganiu uwagi za pomocą tytułów bądź miniaturek, które przesadnie wyolbrzymiają faktyczną treść i/lub znaczenie artykułu. Cechą charakterystyczną zjawiska clickbaitu jest konieczność kliknięcia w artykuł, aby przejść do właściwej treści. Najczęściej kończy się to zetknięciem z informacjami zapowiadającymi się ciekawiej lub prezentującymi inną niż przewidywana tematykę, co jest bardzo irytujące dla użytkownika. Irytację wzmacnia obecność reklam, ulokowanych często tak, że czytanie artykułu zostaje znacznie utrudnione.
I morze w sumie też...
Przykład? Proszę bardzo (dajmy już na luz z tą Syreną):
Szok i niedowierzanie - zobacz co zrobił Robert Lewandowski!
Wchodzisz, by poczytać o kolejnych wyczynach naszego najlepszego piłkarza, a czytasz o Robercie Lewandowskim, rolniku z Chęchocin Średnich, który po pijaku zaorał pole sąsiada. I przy okazji trzy sąsiednie pola też. Włącznie z miedzami. I tak, to jest clickbait. W żadnym wypadku clickbaitem nie jest rzetelny i chwytliwy tytuł opisujący to, czego możesz się spodziewać w artykule.
Czy więc tytuł powyższego artykułu jest clickbaitem?
Nie. Artykuł jest głównie o tworzeniu tytułów.
Czy tytuł jest ch*jowy?
Tak.
No i kolejny komentarz zaraz po nim - słynne tl;dr. Ale te komentarze są na szczęście przez bojowników duszone w zarodku. Bo widzę, że są tu ludzie, którzy poczytać lubią i dla nich piszę i pisać będę. Bo tak!
I jeżeli jeszcze zastanawiasz się o tym co robisz z własnym życiem, to pragnę Cię poinformować, że właśnie przeczytałeś o tym, jak ja strasznie nie lubię pisać tytułów do artykułów. Tak, sezon ogórkowy w pełni i chciałem jakoś z przytupem w niego wejść, dlatego stworzyłem artykuł o tytułach. Nie bij, wybacz... A do napisania skłonił mnie kiedyś dawny komentarz jednego bojownika, który napisał, że ja nawet jakbym pisał o pisaniu tytułów, to też będzie to ciekawie napisane (czelendż akcepted). I jak? Podołałem? Niebawem kolejna perełka znaleziona w szopie (i nie Syrena Sport).
By uczcić rozpoczęcie sezonu ogórkowego, daję zdjęcie pomidorków. Bo ogórków nie uprawiam, a pomidorki, póki co, też są zielone.
A i żeby nie było za nudno i by zmusić tu do zajrzenia jeszcze raz, to około godziny 11:00 wkleję tu kolejny, mam nadzieję, dość ciekawy obrazek (a nawet dwa). Wtedy też pojawi się tu kilka dodatkowych słów i prawdopodobnie będzie małe zaskoczenie dla niektórych.
Edit:
Pozwoliłem sobie zrobić mały eksperyment. Dla niektórych tytuł artykułu się zmienił. Dlaczego? Bo ten artykuł także miał testy tytułów. Były one wyświetlane takiej samej grupie osób każdy. Do godziny 10:30 każdy z tytułów obejrzało 1151 osób. Łącznie artykuł był wyświetlony 8057 osobom. Niektóre tytuły były klikane bardziej, inne mniej. Był to swoisty test w ciemno. W ankiecie mieliśmy taki sam test, ale każdy widział każdą opcję. Tytuły tego artykułu były tworzone na tej samej zasadzie, co przykładowe tytuły w artykule. I nie przedłużając. Wyniki z ankiety:
A teraz to, co pokazało realne życie. Nieźle, co? Zachęcam do wniosków w komentarzach.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą