Wstawanie zawsze jest ciężkie. Oczy z ołowiu, a budzik dzwoni... Bezlitosny, tylko dzwoni. A w łóziu cieplutko. Trzeba zatem wstać nie do końca będąc rozbudzonym, a potem...
Dziś. Wstałem taki nie do końca rozbudzony, udałem się do kuchni, otworzyłem lodówkę, wziąłem keczup, wywaliłem go do kosza, udałem się do łazienki i... dopiero tam uświadomiłem sobie co ja zrobiłem w kuchni. Naprawdę zamotany byłem i zupełnie z niewiadomych mi przyczyn tak się zamotałem.
Z kolei kiedyś indziej wstałem pędzić na egzamin (pominę, że niedziela i studia skończyłem 2 lata wcześniej). Oprzytomniałem w łazience, jak wiązałem krawat. Nie no normalnie niektóre poranki mnie dobijają.
by Charakterek
* * * * *
Z reguły po wstaniu idę sobie zamiąchać herbaty do kuchni. Zalewam wodą torebkę z herbatą (ze sznurkiem) i trzymając kubek w lewej nurzam radośnie torebkę prawą ręką. Po czym wywalam torebkę do kosza na śmieci i idę sobie dosypać cukru i poznęcać się nad cytryną.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą