Wyobraźcie sobie, że żyjemy w równoległej rzeczywistości.
Takiej rzeczywistości, w której polskie komedie nadal bawią, a
świeże pomysły są zawsze mile widziane w naszej kinematografii.
Takiej rzeczywistości, w której „Seksmisja” nie powstała w
1983 roku, ale ponad 40 lat później. Dokładnie teraz. W epoce
platform streamingowych i politycznej poprawności.
Gdzieś w mediach pojawiają się pierwsze przecieki – Polacy
pracują nad nowym filmem SF, czyli z gatunku raczej niezbyt
popularnego w naszym kinie. Ba, ma to być produkcja przesiąknięta
erotyką! Na ten ostatni element dość żywo reaguje Netflix,
którego włodarze właśnie skończyli liczyć kasę zarobioną na kolejnej już, bo dziewiętnastej, części nadwiślańskiego dzieła o
przygodach ponętnej Polki tłamszącej prącie należące do
bogatego sycylijskiego gangstera.
Platforma proponuje wziąć
produkcję pod swoje skrzydła, jeśli tylko spełnione zostaną
wymogi dotyczące uszanowania wszelkiej różnorodności. Twórcy
„Seksmisji” obiecują jednak, że w ich dziele pojawi się
zarówno bohaterka czarnoskóra, jak i scena
lesbijskiego seksu, więc sami Panowie widzicie – jesteśmy bardzo
tolerancyjni, inkluzywni i ogólnie to tak progresyjni, że hej!
Wprawdzie Netflix kręci trochę nosem na brak obecności skośnookich
karłów oraz panseksualnej szczeżui, ale ostatecznie daje twórcom
wolną rękę.
Po premierze
„Seksmisji” momentalnie wybucha skandal. Z nielicznych kin, które
zdecydowały się wyemitować ten film, ludzie wychodzą we łzach.
Feministki, które do niedawna kłóciły się o to, czy kobietę za
kółkiem należy nazywać kierownicą czy kierowczynią, podają
sobie ręce i wspólnie organizują ogólnopolski zryw mający na
celu jak najszybsze wycofanie produkcji z obiegu oraz spalenie na
stosie jej twórców. W ramach protestu na ulice dużych miast
wychodzą tysiące kolorowowłosych pań, aby rozebrawszy się do
pasa, wyeksponować piersi i wydać z siebie wrzask będący metaforą
cierpienia w patriarchalnym piekle. Dochodzi do aktów przemocy,
które przez organizatorki manifestacji usprawiedliwiane są tym, że
„Samiec to twój wróg!”.
Aktywistki w swoim
manifeście wyrażają wielkie oburzenie tym, że w filmie przedstawia się
niezależne kobiety jako pokazujące cycki, agresywne, wrzeszczące
istoty obwiniające mężczyzn za zło całego świata.
Maja Staśko w swoim
felietonie twierdzi, że
świat przedstawiony przez Machulskiego jest
skrajnie szowinistyczny i krzywdzący dla przedstawicielek płci
pięknej. Nie byłoby tak, gdyby Jej Eminencja faktycznie była
kobietą, a nie mężczyzną – twierdzi Staśko. W przedziwnym
zwrocie akcji grupa bardziej radykalnych feministek, na łamach
tęczowej prasy, zarzuca Mai transfobię. Szybko wywiązuje się
dyskusja, czy mówiąc o Jej Eminencji, nie powinniśmy używać
odpowiednich dla tej postaci inkluzywnych zaimków.
Kolejną cegiełką
w awanturze o transfobię filmowców staje się scena, w której
bohaterowie mają zostać poddani „naturalizacji”, czyli w
praktyce – zabiegowi korekty płci. Oburzeni tak spłyconą wizją
tego skomplikowanego zabiegu są aktywiści LGBTQRDE, którzy
zwracają uwagę na psychiczne dramaty, z jakimi mierzą się osoby
transpłciowe. Śmiertelnie obrażone na Machulskiego środowiska
tęczowe stanowczo domagają się nie tylko usunięcia tego fragmentu
„Seksmisji”, ale i, pod karą więzienia,
rezygnacji z tego typu
żartów w kinie.
Przy okazji podniesiony zostaje też temat homofobicznego zdania
„No nie róbcie z nas pederastów!”...
W międzyczasie głos
zabiera rzecznik Ruchu na Rzecz Uszanowania Kultury Romskiej i
Akordeonów, który to twierdzi, że większym skandalem niż
transfobiczne treści jest w „Seksmisji” ewidentna wrogość
wymierzona przeciw romskiej mniejszości. Chodzi oczywiście o cytat
„To nas tu o mało nie wykastrowały, a ty cycki sobie, Cyganie,
przyprawiasz?”, który to jawnie sugeruje, że Cyganie są
oszustami.
„Bagno!” – tak cygański rzecznik podsumowuje film
Machulskiego w swym, pełnym emocji, oświadczeniu.
Obrażone są też
przedstawicielki ruchów ciałopozytywnych, które stanowczą reakcją
wzniecają kurz i okruszki po pączkach w swoim środowisku. A
wszystko to przez scenę, w której pewna naga kobieta twierdzi, że
ma dwa kilogramy nadwagi.
„Waga to konstrukt społeczny!” –
krzyczą oburzone ciałopozytywki, podkreślając jednocześnie, że
postać skarżąca się na swoje nadprogramowe kilogramy w
rzeczywistości wcale żadnej nadwagi nie ma, a twórcy umieszczając
tę panią w filmie, promują nierealne do spełnienia kanony piękna.
Część kłócących
się o zaimki Jej Ekscelencji feministek dołącza do
ciałopozytywnego odłamu tego ruchu, dorzucając od siebie, że
sugestia, jakoby
„Chłop nie mógł z gołą babą w windzie…”
jest wyrazem mizoginii i że trzeba społeczeństwo edukować tak,
aby właśnie chłop z gołą baba w windzie mógł.
Tymczasem, w
programie Mazurka, głos zabiera prominentna przedstawicielka studiów
gender, która grzmi, że nadrzędnym przekazem filmu Machulskiego
jest utrwalanie przekonania, jakoby każda pani tak naprawdę marzyła
o byciu uległą mężczyznom. Wszakże, według filmowców, wystarczy jeden samczy
pocałunek, aby rzekomo niezależna, silna kobieta, jęknąwszy
rozkosznie, osunęła się na ziemię!
Twórcy „Seksmisji” jawnie
promują też gwałty! – unosi się ta sama badaczka. –
Scena, w której jeden
z bohaterów obmacuje nieprzytomną dziewczynę, a następnie
zachęcany przez kolegę hasłem „Usta w usta… Albercik, nie
krępuj się!”, wpycha jej język do buzi, jest obrzydliwa!
Wkrótce zwołana
zostaje specjalna komisja, która ma ocenić, czy przypadkiem
„Seksmisja” nie jest produkcją normalizującą przemoc seksualną
i
czy filmem tym nie powinna zająć się prokuratura. W plotkarskich
magazynach pojawiają się też informacje, że na planie dochodziło
do karygodnych nadużyć względem kobiet. Mimo wielkich nadziei ze
strony lewicowych środowisk spod znaku #meetoo, żadne aktorki,
które zagrały w tej komedii, nie potwierdzają jednak tych
przypuszczeń. Prawdopodobnie ze strachu przed tym, że taka
deklaracja wpłynęłaby źle na ich dalszą karierę.
Krótko po
publicznym przedstawieniu zarzutów o promowaniu gwałtów Jaś
Kapela dorzuca swoje trzy grosze, tłumacząc, że Maks żałośnie jęcząc
„Kobieta mnie bije…”, sugeruje tym samym, że tylko mężczyźni
mają prawo bić swoje partnerki i że społecznie nadal nie jest
akceptowalna przemoc kobiet względem panów. W ramach aktu sprzeciwu wobec tych podwójnych standardów lewicowy celebryta zapowiada, że do swej kolejnej walki w
formule MMA stanie przeciw zawodowej bokserce,
aby z godnością
przyjąć oklep na oczach całego świata.
Parę dni po
premierze „Seksmisja” znika z kin, a Netflix, który jeszcze
niedawno deklarował chęć wzięcia filmu pod swoje skrzydła, wycofuje się ze swych deklaracji, twierdząc, że ostatnia scena,
gdzie pokazany jest pindol niemowlaka (i to białego!), mocno trąci
pedofilią. Tymczasem producenci, obawiając się kolejnego skandalu,
odmawiają Machulskiemu finansowania filmu o krasnoludkach, nad
którego scenariuszem filmowiec ten od jakiegoś już czasu pracuje.
Zamiast tego szefostwo serwisu zapowiada
dwudziestą część
nadwiślańskiego dzieła o przygodach ponętnej Polki tłamszącej
prącie należące do bogatego sycylijskiego gangstera…
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą