Dobra, dzisiaj była jazda na maksa.
Żadnych półśrodków, żadnego dolewania wody, ma być na wypasie.
Wersja jest eksportowa, pojedzie "do ludzi" więc nie ma lipy - wszystkie chwyty dozwolone - ma zrzucać kapcie i w ogóle.
Ciężki kaliber przygotowany:
Słonina i boczek w kostkę, przerobione na skwarki, dorzucam cebulę. Ale nie ćwierć talarki, drobniej krojoną. Szczypta soli.
Zeszklona? no to pora na kiełbasę, szczyptę kminku i za chwilę pieczarki. Szczypta soli.
Pomidory malinowe pozbawione skórki, cukinia i papryka krojone w krótkie słupki, luu.
Na wierzch trochę Vegety poprószyć, dołożyć czosnek ( ;) )
Chwilę odczekać, zamieszać.
Poddusiło się ładnie, więc dokładka pomidorów.
Doprawić: sól, pieprz, papryka ostra, papryka słodka, oregano.
Jeszcze chwila na małym ogniu, mieszanie, jeszcze chwilka i... koniec.
Ma być.
Dobrze że Leon pomógł - nie plątał się pod nogami, nie zaczepiał, nie próbował wepchać nosa w co się da.
O! proszę jak ładnie pomagał:
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą