Z mozołem wyszarpała topór z nieboszczki Franciszki, a nuż jej się przyda. Opadła na tapczan i z zadumą przyjrzała się bogato zdobionemu narzędziu, takich cacuszek nie porzuca się bez przyczyny. Przetarłszy rogiem prześcieradła dawno zakrzepniętą krew, odczytała napis z rękojeści:
-pro...propri tate? coś tam -wymamrotała i splunęła z pogardą-uj tam z łaciną, znalezione nie kradzione!-wyszczerzyła wszystkie zęby i poklepała Franie po zimnym kolanie podnosząc się. Jej potencjalna pracodawczyni niewiele jej już powie. Nie ma tu czego szukać, coś co przegoniło właściciela topora jeszcze tu wróci, czuła to w kościach. Wyszła z chaty i wrzuciła przechwycony artefakt do przyczepy zaparkowanego na podwórku motocykla. Przyczai się na jakiś czas w gospodzie nieopodal i wieści o straszydłach same do niej przyjdą.
Podejście do fantastycznych istot miała raczej stanowcze: Nie istnieją. Chyba że któreś postanowiło inaczej, wtedy trzeba mu to silną ręką i racjonalnymi argumentami wyperswadować...

--
Wszystko co mamy jest w naszych sercach Miłość, nienawiść, duma i szyderstwo