Truflę poznałam stosunkowo późno, bo raz, że wcale się za nią nie oglądałam, dwa, że przez żadny dziwny przypadek nie wpadła mi pod nos. Żyłam w błogiej niewiedzy, do czasu. Potem, we Florencji, z ciekawości zamówiłam pierwsze danie z truflami. Mąż przeniósł się do najdalszego stolika, a ja wpadłam jak śliwka w kompot. Dobrą stroną tej przypadłości jest to, że czas występowania trufli, tak białej, jak czarnej, jest mocno limitowany, więc otwieram sobie żyły raz, najwyżej dwa razy do roku, resztę czasu podgryzając w miarę dostępne cenowo truflowe sery i salami. Tym razem nóż w plecy wbił mi przyjazny skądinąd warzywniak, przy kasie trzymając zamkniętą paterę, spod której i tak wydobywał się bajeczny dla poniektórych zapach, a dla innych niesamowity smród Do domu wróciłam z przygarniętym kulfonem, któremu wymościłam wygodną, szklaną miseczkę papierowymi paseczkami, bo bardziej adekwatnego siana akurat nie miałam
Zapach był taki, że nawet ostrość zemdlała
Przez dwa dni łaziłam do tej lodówki, otwierałam pojemniczek, zaciągałam się jak narkomanka, potem nadejszła chwila na konsumpcję. Przygotowałam w tym celu:
-Jego Wysokość Truflę
-paczkę dobrego makaronu jajecznego typu tagliatelle, tagliolini, linguine, w każdym bądź razie długie listewki, 80-100 g na osobę
-dobre masło masło, na oko wrzuciłam pół kostki na cztery osoby
-sól
Nastawiłam wodę w sporym garze, na gar postawiłam miskę z masłem, żeby się powolutku rozpuszczało, wzięłam szczoteczkę (do zębów) i zaczęłam czyścić Jego Wysokość Kulfona. Powolutku, powolutku, bez używania wody, co najwyżej pomagając sobie wilgotną ściereczką. Jestem prawie pewna, że co najwyżej pół grama osikanej przez jelenie leśnej gleby trafiło do mojego talerza Wzięłam mandolinę i wkroiłam część trufli do rozpuszczonego na parze masła:
Zdjęłam michę z gara, wrzuciłam makaron do wrzącej, osolonej wody, zagotowałam do pożądanej konsystencji, odcedziłam, wymieszałam w misce z truflowym masłem, podzieliłam na porcje i każdy talerz ubogaciłam płatkami trufli.
Wybrałam wino białe, niezbyt aromatyczne, żeby sie z zapachem trufli nie kłóciło, z lekko goryczkowym posmakiem, Verdicchio Dei Castelli di Iesi, ale równie dobrze mogłoby to być wino czerwone, na przykład Dolcetto d'Alba, które wbrew nazwie (dolcetto=coś słodkiego, cukierek, ciasteczko) jest świetnym winem wytrawnym.
To teraz do przyszłego roku będę wąchać pustą miseczkę z papierowymi ścinkami
Zapach był taki, że nawet ostrość zemdlała
Przez dwa dni łaziłam do tej lodówki, otwierałam pojemniczek, zaciągałam się jak narkomanka, potem nadejszła chwila na konsumpcję. Przygotowałam w tym celu:
-Jego Wysokość Truflę
-paczkę dobrego makaronu jajecznego typu tagliatelle, tagliolini, linguine, w każdym bądź razie długie listewki, 80-100 g na osobę
-dobre masło masło, na oko wrzuciłam pół kostki na cztery osoby
-sól
Nastawiłam wodę w sporym garze, na gar postawiłam miskę z masłem, żeby się powolutku rozpuszczało, wzięłam szczoteczkę (do zębów) i zaczęłam czyścić Jego Wysokość Kulfona. Powolutku, powolutku, bez używania wody, co najwyżej pomagając sobie wilgotną ściereczką. Jestem prawie pewna, że co najwyżej pół grama osikanej przez jelenie leśnej gleby trafiło do mojego talerza Wzięłam mandolinę i wkroiłam część trufli do rozpuszczonego na parze masła:
Zdjęłam michę z gara, wrzuciłam makaron do wrzącej, osolonej wody, zagotowałam do pożądanej konsystencji, odcedziłam, wymieszałam w misce z truflowym masłem, podzieliłam na porcje i każdy talerz ubogaciłam płatkami trufli.
Wybrałam wino białe, niezbyt aromatyczne, żeby sie z zapachem trufli nie kłóciło, z lekko goryczkowym posmakiem, Verdicchio Dei Castelli di Iesi, ale równie dobrze mogłoby to być wino czerwone, na przykład Dolcetto d'Alba, które wbrew nazwie (dolcetto=coś słodkiego, cukierek, ciasteczko) jest świetnym winem wytrawnym.
To teraz do przyszłego roku będę wąchać pustą miseczkę z papierowymi ścinkami
--
https://www.facebook.com/lunaefragmenta/?ref=bookmarks